Jesienne wędrówki - galasy dębowe.
Zbierając jesienią żołędzie nierzadko natkniemy się na leżące tu i ówdzie kulki w kolorach od jasnej zieleni, przez żółty do czerwonego i brązowego. Często bywają jeszcze przytwierdzone do spodniej strony, opadłych już dębowych liści. To dębianki, czyli galasy wyrosłe na liściach dębu. Rzadko zdarza się, że zdrewnieją - wtedy możemy znaleźć "drewniane kuleczki", osobliwość przyrody.
Galasy, o których dzisiaj piszę to patologiczne zmiany, narośla na liściach, będące skutkiem działalności owada galasówki dębianki (jagodnicy dębianki). Ów "robal" składając jaja w tkance liści dębu powoduje ich podrażninie i skutkiem tego wytworzenie mięsistej narośli, będącej dla larwy równocześnie pożywieniem jak i jej ochroną, pancerzem.
No i cóż nam po tych galasach? Spacerowiczom na niewiele się zdadzą, ot ciekawostka przyrodnicza - choć i to nie wszystkich zainteresuje, jak znam życie. W końcu to nie mecz piłki nożnej. Jednak dla tych nieco "przetrąconych" będą wcale przydatne.
Część 1 - zdrowotna.
W miąższu galasów zawartych jest sporo różnych substancji, które mogą mieć różnorakie działanie, a tym samym mogą się okazać przydatne dla bushcraftera, survivalowca, zaawansowanego turysty, lub zwyczajnie, wędrowca w nagłej potrzebie. A potrzebą tą może być np... biegunka. Zdarza się na szlaku, prawda? I bywa raczej nagła...
Galasy zawierają dużo garbników, a także pewne ilości kwasu galusowego (nomen omen) i elagowego. Substancje te, w szczególności garbniki (z taniną na czele, lecz tanina ta jest innego rodzaju niż w herbacie) wykazują wyraźne działanie przeciwgorączkowe, dezynfekujące, bakteriobójcze, przeciwkrwotoczne i ściągające. Do dziś z galasów (i innych części dębu) wytwarza się sprzedawane w aptekach leki na ww. dolegliwości. Nazw nie podam, by nie robić reklamy producentom. My, bushcrafterzy poradzimy sobie doraźnie bez ich pomocy.
Garbniki zawarte w galasach mogą okazać się świetną pomocą w sytuacji awaryjnej - zmiażdżone galasy stanowią bardzo dobry, choć doraźny okład na oparzenia, przynosząc rychło ulgę w bólu. Wykazując działanie ściągające, pomagają także w zmniejszeniu obrzęku spowodowanego oparzeniem.
Zmiażdżone galasy można również stosować doraźnie na otarcia i rany, gdyż zawarte w nich w dużych ilościach garbniki wykazują silne działanie bakteriobójcze i przeciwkrwotoczne. Okład taki wspomaga zatrzymanie krwawienia i działa antyseptycznie. Wszyscy wiemy, że w sytuacji awaryjnej lub choćby biwakowej o zakażenia nietrudno, szczególnie jeśli biwakujący jest wysterylizowanym mieszczuchem.
W związku z powyższymi właściwościami, w warunkach biwakowych wywarem uzyskanym z zebranych galasów można także płukać bolące, opuchnięte i zachrypnięte gardło oraz jamę ustną. Wg dostępnych ogólnie źródeł, zawarte w galasch i innych częściach dębu garbniki wykazują silne działanie na prątki gruźlicy, pałeczki czerwonki, duru, gronkowce, a nawet na bakterie odporne na antybiotyki. Osobiście nie wiem na jakie bakterie działają i mało mnie to obchodzi, ważne że leczą. Spożywane doustnie, niszczą drobnoustroje jamy ustnej i przewodu pokarmowego. Sprawdzone własno... gardlanie (?).
Wg niektórych źródeł mogą być odtrutką w przypadku zatruć metalami ciężkimi i alkaloidami. Tego działania nie sprawdzałem, ale nietrudno się z takim twierdzeniem zgodzić, znając mechanizmy jakie zachodzą w przewodzie pokarmowym na skutek działania garbników.
I tu dochodzimy do przywołanej wyżej biegunki ;)
Garbniki zawarte w galasach oraz innych częściach dębu (w szczególności w korze) łączą się trwale z białkami i utrudniają przenikanie wody do światła jelit. Działając ściągająco, powodują obkurczenie ścian żołądka i jelit, co ogranicza wchłanianie toksyn (jak również hamuje ewentualne krwawienia z przewodu pokarmowego). Spożyte przez człowieka zdrowego, spowodują zaparcia, ale cierpiący z powodu biegunki i innych nieżytów odetchną, gdyż garbniki przywracają prawidłową czynność jelit i prawidłowe wypróżnianie. Dzięki temu w przypadku biegunki daleko od cywilizacji, na szlaku i na biwaku głęboko w lesie zapobiec można utracie wody i elektrolitów oraz spowodować zagęszczenie wiadomo czego ;)
Z resztą, bardzo podobne działanie posiadają i inne wytwory drzewa dębowego: kora, liście, żołędzie. W ogóle dąb, to wielce pożyteczne drzewo. Ale o tym napiszę nieco innym razem.
Część 2 - pisarska.
Galasy, czyli patologiczne narośla na liściach wywołane działalnością błonkówek z rodziny galasówkowatych (w naszym przypadku galasówki dębianki), dawniej wykorzystywane były nie tylko w ludowej medycynie, ale także np. do produkcji atramentu, barwników, w garbarstwie. Dawniej? My, bushcrafterzy nie negujemy i nie dewaluujemy współczesnych osiągnięć nauki i techniki, ale równocześnie doceniamy mądrość i wiedzę minionych pokoleń. Zatem to, co było dobre dawniej, może być użyteczne i dzisiaj - jeśli zajdzie taka potrzeba. A i bez tej potrzeby z miłą chęcią spróbujemy każdej dawnej praktyki, aby lepiej zrozumieć świat i docenić otaczającą nas przyrodę, z którą dawne pokolenia żyły w zdecydowanie bliższych relacjach.
Co zatem z tym atramentem? Faktycznie, w dawnych wiekach, począwszy od starożytności aż po koniec wieków średnich galasy dębowe były wykorzystywane do produkcji atramentu, a właściwie inkaustu, jak to drzewiej mawiano. Dzisiaj także możemy tego spróbować, nawet w warunkach biwakowych. I choć mamy powszechnie dobre ołówki i długopisy (o smartfonach nie wspominając) to produkcja tradycyjnego atramentu może być rzeczą naprawdę pouczającą i przyjemną. Do rzeczy zatem.
Potrzebujemy przede wszystkim... galasów, a jakże. Przydadzą się żelazne drobiazki, a najlepiej opiłki oraz, jeśli kto może, to kilka szczypt siarczanu żelaza (można dostać w drogeriach, sklepach rolniczych lub, poprostu, u rolnika).
W dawnych wiekach wytwarzano z wywaru uzyskanego z galasów trwały i nieblaknący zbyt szybko (przynajmniej na tamte realia) inkaust, odznaczający się intensywną barwą. Nie ma co się rozpisywać nad technologią jego uzyskania bo jest banalnie prosta. Są dwie podstawowe metody.
Pierwsza. Jeśli zmiażdżysz zebrane galasy na jednolitą papkę, przyspieszysz oczekiwane reakcje chemiczne, przez uwolnienie odpowiedniej ilości garbników. Taką masę wystarczy zagotować z niewiele większą ilością wody - chodzi o to by otrzymać możliwie stężony wywar. Dodaj do tego trochę drobin żelaznych, najlepiej opiłek, ale i zwykłe gwoździe wystarczą. Zagotuj miksturę i odstaw do ostygnięcia, od czasu do czasu mieszając. Dosyć szybko otrzymasz ciemnobrązowy wywar - i to jest to! Atrament o barwie przypominającej mocną herbatę. Od herbatki różni go jednak to, że pisząc nim nie stracisz tekstu po wyschnięciu.
Druga. Tu będzie potrzeba trochę chemii, ale bez przesady. Zaczynamy w sposób identyczny jak poprzednio. Zmiażdżoną masę galasową umieść w naczyniu (najlepiej nie metalowym), zagotuj ją z niewielką ilością wody, a następnie dodaj kilka gram siarczanu żelaza. Praktycznie natychmiast otrzymasz nieprzeźroczystą, intensywnie czarno-granatową ciecz - prawdziwy, tradycyjny inkaust. Wystarczy odcedzić i używać. Atrament w kontakcie z papierem szybko się utlenia, nabierając jeszcze mocniejszej, intensywnie czarnej barwy.
Teraz już wiesz jak spisać swoje dzieje na wypadek zamieszkania na odludziu.
To tylko część ciekawostek dotyczących dębu. Chętnie podzielę się innymi doświadczeniami w następnych postach.
Sergiusz Borecki, IOP
Autor, jakkolwiek dołożył wszelkich starań by podane tu informacje były rzetelne, oparte o dobre źródła a najlepiej sprawdzone osobiście, to jednak nie ponosi odpowiedzialności za skutki jakie może wywołać ich praktykowanie przez Czytelnika. Korzystanie z podanych tu informacji jest wyłącznie na własną odpowiedzialność.
« poprzednia | następna » |
---|